Konferencja skupiła się na wykładach. Pierwszy z nich-"Jak radzić sobie z hejtem" nie trafił według mnie do większości słuchających, głównie dlatego, że tylko najbardziej znane blogi są krytykowane czy hejtowane. Około 80% bloggerów nie styka się z takim jadem o którym opowiadał prowadzący. Poza tym wykład merytorycznie pozostawiał wiele do życzenia. Problem został określony, ale nic z tego nie wynikało.
Podczas przerwy można było spróbować kilkunastu (?) kaw Nescafe-Dolce Gusto zrobionych przez baristów.Szeroki wybór kaw i miła obsługa zachęcała do degustacji. Brakowało rzecz jasna, tylko George'a Clooneya.
Jednym z głównych sponsorów/partnerów medialnych był Wedel, który podczas konferencji przedstawił nowe, białe "Ptasie mleczko". Cytrynowe, z nuta mięty w białej czekoladzie. Coś innego niż to, co do czego jesteśmy przyzwyczajeni od lat na pewno podbije gusta konsumentów na nadchodzące ciepłe miesiące. Swoją drogą jestem ciekawa działu R&D w Wedlu. Czekoladki przeszły same siebie i nowy smak naprawdę zaskakuje. Mnie na pewno zaskoczył. Każdy uczestnik festu otrzymał poza opakowaniem nowego "Ptasiego mleczka" pięknie zapakowaną czekoladę o smaku creme brulee z własnym, wcześniej zgłoszonym napisem. Wymyśliłam hasło "Życie to czekoladki. Jedz je z miłością", ale większość umieszczała na swoich czekoladach dedykacje dla ukochanych osób. Zdarzyła się też pomyłka, zamiast "Dla Bogusława" wpisano "Dla Władysława". Ich autorka wzięła obie czekolady do domu. Czekolada jest rzeczywiście bardzo dobra i już prawie cała zjedzona.
Ciekawym punktem konferencji był wykład pt. "Smakowanie życia. Turystyka kulinarna w Polsce i na świecie". Natalia Sitarska i Łukasz Smoliński podzielili się opowieściami ze swoich podróży, i sami zachęcali do planowania i wyszukiwania właściwych miejsc do jedzenia posiłków będąc w podróży. Dawali rady, czym się kierować przy wyborze miejsc do jedzenia i wspominali też własne historie kulinarne i przygody. Zmotywowali publiczność do świadomych kulinarnych wyborów. Ich pasja była zaraźliwa, a opowieści otwierały oczy na różnorodność kulinarną tego świata.
Nagrodę na najbardziej uroczego człowieka festiwalu powinien wygrać Pan Aleksander Baron. Z wielką miłością i szczerością opowiadał o zawodzie kucharza. Skromny, aczkolwiek dumny ze swoich osiągnięć Baron zdobył największe uznanie wśród damskiej części publiczności. Trudna praca szefa kuchni w jego wydaniu brzmiała jak sama przyjemność. Oczywiście znowu na pierwszy plan wysunął się wniosek, że bez pasji nic nam wyjdzie. Naszym tajnym składnikiem prowadzącym do szczęśliwego życia i być może sukcesu zawodowego jest miłość do tego co się robi i ogromna pasja. Bez niej, ani rusz. Najpiękniejszym przykład jest Pan Aleksander Baron. Może pojutrze się przejdę do Polony lub restauracji Solec 44...zaraz sprawdzę grafik.
Już o samym zakładaniu własnej restauracji, tudzież innego lokalu gastronomicznego opowiadała restauratorka Marta Gessler (Marta, nie Magda!). Pomysł pomysłem, ale niestety to nie wszystko. W świecie social media i wielkich zmian trudno się utrzymać na fali. Była moda na muffinki, i już się skończyła. Podobnie było z lodami na patyku i paryskimi kafejkami. Ponoć moda na burgery też już powoli odpływa. Co będzie następne? W którym iść kierunku?
Ostatnie dwa wykłady "Z własnego ogródka" i "Smażone ogórki, grillowana kapusta i wędzone pory, czyli rzecz o kuchni roślinnej" pięknie podsumowały w sumie już końcową myśl konferencji o znajomości pochodzenia składników wykorzystywanych w naszych kuchniach (pierwszy!) i samowystarczalności kuchni opartej na produktach roślinnych (drugi!). Byłam dzisiaj na bazarku i kupiłam świeże zioła. A na obiad zrobiłam potrawkę z kabaczka i cukinii. Tak działa magiczna siła sugestii.
Nie miałam tyle szczęścia, żeby załapać się na warsztaty kawowe i fotograficzne. Na 200 osób biorących udział w konferencji, było tylko 15 miejsc na każdy z warsztatów. I zapisy na zasadzie kto pierwszy, ten lepszy...o godz. 15 w piątek. Był to najsłabszy punkt organizacyjny konferencji.
Udział w konferencji był niesamowitym doświadczeniem. Wykłady ludzi pełnych pasji, degustacje pysznego jedzenia, sałatek ze smakowymi olejami Kujawskimi, kaw Nescafe, mnóstwo atrakcji Wedla, i atmosfera udziału w czymś wielkim na długo zostaną w pamięci wszystkich uczestników.W pewien sposób dawał poczucie, że to co się robi ma sens, chociaż ta świadomość cały czas ze mną jest i ja głęboko wierzę w swojego bloga. W jakimś dalekim sensie go kocham. Dała również poczucie wspólnoty chociaż zabrakło takiego bezpośredniego kontaktu z innymi bloggerami. Proponuję jakąś dyskusję w następnym menu konferencji! Czegoś co zjednoczy bloggerów, i pozwoli im się wzajemnie poznać? Wieczoru filmowego, debaty? Huh, anyone? :)
P.S. Na lunch mogliśmy posycić się burgerami z Meet Meat. Mój Veggie Burger z grillowanym halloumi i caponatą w ziołowej bułce był najlepszym burgerem jaki w życiu jadłam ( no dobrze...na równi z burgerem z ciecierzycy mojej siostry Ewy). Polecam! Tymi burgerami odkryli kulinarną Amerykę!
P.S. Na lunch mogliśmy posycić się burgerami z Meet Meat. Mój Veggie Burger z grillowanym halloumi i caponatą w ziołowej bułce był najlepszym burgerem jaki w życiu jadłam ( no dobrze...na równi z burgerem z ciecierzycy mojej siostry Ewy). Polecam! Tymi burgerami odkryli kulinarną Amerykę!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz